Do Briançon jeździmy głównie po zioła prowansalskie (jakkolwiek idiotycznie to brzmi) oraz żeby się ochłodzić. Bo kiedy u mojej siostry nie da się oddychać z powodu gorąca, to tam jest nieco lżej… Nie jestem pewna, co oznacza: „Położone 1167-2540 m n.p.m. ” i chyba wolę tego nie zgłębiać… Wystarczy mi świadomość, że wysoko. Wprawdzie przejazd przez tunel, a potem podróż oplatającymi skały nitkami jest dla mnie mocnym wrażeniem, ale naprawdę wartym wytrzymania.
Pierwsze, z czym kojarzy się Briançon , to siedemnastowieczna cytadela Vaubana, czyli otoczona murami część miasta. Nie będę się tu silić na wykład historyczny – znacznie lepiej robią to inni, choćby tutaj: http://navtur.pl/place/show/2445,briancon . Zresztą uprzedzałam: nasze zwiedzanie zdecydowanie nie jest typowe i nie może być dla nikogo wzorem 😉 Ale twierdza tak dominuje nad resztą miasta, że trudno na czymś innym skupić uwagę. Reszta jest tylko dodatkiem.
2010 2018 2018
Stare miasto wygląda jakby było wepchnięte pomiędzy mury. Uliczki są nieprawdopodobnie wąskie, a domy sprawiają wrażenie ciasno upakowanych dekoracji teatralnych. To wszystko jest, prawdę mówiąc, nieco klaustrofobiczne.
Lata płyną… … a największą miłością BlueBoya… …pozostają zakupy…
Jak ja jeżdżę do Briançon po zioła prowansalskie, tak moja siostra: na crêpe i po mydło marsylskie.
[mam nadzieję, że ostatnie zdanie zabrzmiało odpowiednio snobistycznie]
Z crêpe zawsze jest cyrk, bo w żadnej, ale to absolutnie żadnej crêperie nie mówią w innym języku, niż francuski.
[jasne, jesteśmy upośledzeni językowo, ale nie dało rady ani po włosku (granica z Włochami: 15 km), ani po angielsku, hiszpańsku, rosyjsku ni niemiecku – a podobno jesteśmy w miejscowości turystycznej…]
Natomiast mydło marsylskie można kupić w drogerii, zwanej tu salonem.
Salon l’Occitane. Wchodzimy do środka, szukając mydełek. Key, Niki, Eve, BB i ja. Obsługuje nas młody chłopak, który słysząc, że Eve pyta o coś po włosku, odpowiada w tym języku.
Key jest zachwycona. „Och, jaka to rzadkość, że Francuz mówi po włosku! Gdzie się nauczyłeś?”. Chłopak odpowiada po włosku, że w szkole. Mieli wymianę z miasteczkiem po drugiej stronie granicy. No i moja siostra, pełna zachwytu, wypala do mnie (po polsku): „No proszę, proszę… Briançon zmierza ku Europie. Może po polsku też potrafisz?”.
A on na to: „Oczywiście. Moja dziewczyna jest Polką i kazała mi się nauczyć…”.
Nie mam klaustrofobii. Chętnie tam pojadę.
Z córką rozmawiaj. Może pojedziecie na naleśniki 🙂